Weekend 16-17 lutego - w trójosobowej obsadzie (Wojtek, Jacek i Krzysztof, czyli Ja) wybraliśmy się na długo planowaną wyprawę na Pomorze. Celem wyprawy była rzeka Rega i oczywiście trocie i łososie. Wybraliśmy dobrze nam znany z poprzednich lat odcinek rzeki poniżej Trzebiatowa w okolicach miescowości Nowielice. Jako bazę noclegową wybraliśmy sprawdzone już poprzednio Gospodarstwo Agroturystyczne Dwie Podkowy w Nowielicach - szczerze polecamy.
Wyjazd z Drawskiego Młyna w sobotę o godz. 4.00 rano; drogi u nas w dobrym stanie - mokre ale nie oblodzone, gorzej już było od Mirosławca na północ - odcinkami drogi oblodzone i przyprószone śniegiem, termometr wskazuje od 4 do 1,5 stopnia poniżej zera - trzeba uważać. Szczęśliwie docieramy na miejsce, prostujemy kości po podróży - zwłaszcza Wojtek ;-) , i zaczynamy łowienie.
Pomorze przywitało nas świetną pogodą - temperatura powietrza nieco powyżej zera, niebo zachmurzone i "zero" wiatru (później okaże się, że tych "zer" było jeszcze więcej). Łowienie rozpoczynamy w sprawdzonej miejscówce nieco powyżej starego mostu kolejowego. Poziom wody w rzece dosyć niski, woda zupełnie w korycie - widać że poziom obniżył się w ostatnich dniach (nie wróży to dobrze). Po dokładnym obłowieniu pierwszej miejscówki niestety bez kontaktu z rybą postanawiamy ruszyć w dół rzeki.
Dokładnie obławiamy rzekę; praktycznie na całym odcinku naszej wędrówki. Jedyny plus niskiego stanu wody to bardzo dobra dostępność brzegów.
Podstawową przynętą są oczywiście trociowe woblery naszego kolegi Irka Gębskiego z Lędyczka, trochę czasu poświęcam też na łowienie wahadłówkami kupionymi w poprzednim sezonie nad Regą od starszego wędkarza z Gryfic (spotkaliśmy go teraz również), próbuję też łowić na własnoręcznie robione miedziane karlinki.
Mija południe, a my ciągle przesuwamy się w dół rzeki bez kontaktu z rybą. Mijamy całkiem sporo wędkarzy - niestety oni też jeszcze dzisiaj nie widzieli ryby. Rozmawiamy z miejscowymi - ostatnio nie jest dobrze z rybami - wchodzą do rzeki z morza jedynie po kilku dniach wiejących wiatrów i wtedy można na coś liczyć.
Jest już późne popołudnie, a my jesteśmy dobre 5-6 kilometrów w dół rzeki od miejsca rozpoczęcia wędrówki. Postanawiamy wracać do bazy; w drodze powrotnej już nie łowimy. Po długim i wyczerpującym marszu docieramy do punktu wyjścia. Mimo zmęczenia postanawiamy jeszcze raz obłowić okolice mostu kolejowego; niestety bez efektów. W akcie desperacji zakładam nawet na chwilę 10-gramowego Storma w kolorze strzebli, niestety zrywam go w nurcie i tym akcentem kończę wędkowanie tego dnia. Wojtek i Jacek również dają z wygraną i wracamy do kwatery, pełni nadziei na niedzielę.
Niedzielny poranek wita nas zupełnie inną pogodą - zimno i strasznie wieje, jest nadzieja na ryby, ale.... za kilka dni :-( Postanawiamy podjechać samochodem w dół rzeki i sprawdzić jej odcinek w okolicach Mrzeżyna. Niestety silnie wiejący z zachodu wiatr (prosto w twarz) nie pozwala nam zbyt długo i precyzyjnie obłowić tego odcinka rzeki. Będąc już w Mrzeżynie robimy sobie mała przerwę w wędkowaniu i postanawiamy rzucić okiem na nasze morze. Jacek robi kilka fotek i wracamy (wiatr zecydowanie nie sprzyja nadmorskim spacerom).
Wracamy do Trzebiatowa, aby tam przejechać na drugi brzeg rzeki i dalej pojechać w dół w okolice przepompowni. Tam spotykamy kilku wędkarzy - niestety podobnie jak w sobotę nikt nie widział i nie miał kontaktu z rybami.
Po południu kończymy wędkowanie i wracamy do domu. Niestety tym razem nie udało nam się złowić żadnych ryb, więc trzeba będzie zaplanować kolejną wyprawę...